Rok po śmierci mamy
Minął rok od śmierci mamy. Związek z Krystianem umacnia się. Po tamtym spotkaniu było mi wstyd i to co widzę to fakt że on najbardziej mi odpowiada i jest najbardziej uczciwy i lojalny wobec mnie. Nawet Sławek z którym się ostatnio widziałam i na którego czekałam najdłużej okazał się kłamcą. A ja kretynka wierzyłam mu i czekalam. Kiedy przeczytałam w jego telefonie czułości i słówka na które ja tak długo czekałam poczulam się jakbym dostała kubeł zimnej wody na twarz. I to mnie wściekło że ja kocha tylko ze to trwało cały czas gdy się spotykaliśmy. I poczułam się jakbym nie zasługiwała na Krystiana. To mnie otrzeźwiło i zmobilizowalo do dbania o nasze relacje.
Ostatni rok to czas gdy dojrzałam emocjonalnie w sobie i bardzo cenie sobie spokój. Teraz jest u mnie siostra z dzieckiem i partnerem i dla niej zostałam w domku z byłym mężem. To spotkanie przypomnialo mi o tym co skłoniło mnie do rozwodu. Pijackie zachowania, darcie mordy i przeczucie ze nigdy się nie zrozumiemy. Szybkie upijanie się, uczucie zażenowania i tego jak bardzo odstaje od tej trójki. Wieczne wspomnienia ich imprez ich muzyki ich pijanych znajomych. Patrzę na to i wiem że dobrze zrobiłam że wyrwałam się z tego. Krystian ma ten sam sposób zachowania co ja, wycisza się i zamyka w sobie. Nigdy nie czułam się dobrze na tych imprezach. To ostatni raz gdy spotykamy się w taki sposób. Kocham siostrę ale widzę w niej odbicie Oli i wiem że nigdy się nie zrozumiemy. Jednocześnie mija rok od śmierci mamy i zamiast iść zapalić świeczkę na cmentarzu wysłuchuje opowieści o jakiejś Neli z którą spotyka się ojciec. To mnie boli i szokuje. Ze ojciec który tak bardzo mnie rozczarował podczad śmierci mamy nie zachowuje nawet roku czasu. To kolejny kryzys wartości i zastanawiam się jak to możliwe że ci ludzie to jest moja rodzina. Dlatego coraz bardziej zaczynam wierzyć że ograniczenie kontaktu z nimi jest tym co przynosi spokój dla mnie. I on mi kurwa śmiał wypomniec że ja rok temu na święta nie chciałam jeszcze na cmentarz jechać za nich, że żadne świętości dla mnie nie istnieją. A tu nam matka nie ostygła jeszcze a on jakas ruda wronę do domu naszego sprowadza i obdarowuje prezentami podczas gdy matce wszystko zawsze wyliczal. Kurwa to jest człowiek który się za rozwiązywanie problemów bierze u innych a własną rodzinę tratuje jak obcych. Po raz kolejny czuję że to jeden z największych wampirów energetycznych w moim życiu.
Czuję jakbym nigdzie nie pasowała i nie była potrzebna. Wszystkie wartości które miałam w głowie okazały się nieprawdziwe. Po tej akcji z 40 Olki straciłam wiarę w wartości rodzinne. Matka się mnie wyparła i bardzo mnie to zabolało. Ignorancja że strony ojca nie zaskoczyła mnie. To jak Magda zrzuciła wszystko na mnie i łatwo wszyscy stanęli przeciw mnie dało mi do zrozumienia ze żadnemu z nich nie zależy na mnie. Ola woli alkohol i papierosy, Magdy zachowanie po raz kolejny zszokowalo mnie bo bez mrugnięcia okiem postawiła się w roli ofiary a ze mnie zrobili kata. Może i wpadam w szał ale to ja miałam bagażnik pełen prezentów podczas gdy sama niewiele dostawałam żeby nie powiedzieć że nic. Każdemu z nich pomagałam finansowo na każdym etapie. A żadno z nich nie stanęło po mojej stronie. Natomiast chętnie stawali przeciwko mnie. Tym razem również matka z którą straciłam wtedy kontakt. Rok później specjalnie przyjechałam wcześniej i wynajęłam auto żeby spędzić ten czas z nią bo wszyscy inni mieli kwarantanne. Znowu Bagażnik prezentów. Pamiętam tylko jak ojciec prychnął ze mam gruszki do sklepu oddać. I pretensje o cmentarz co wypomniał mi jak matka umierała ze dla mnie świętości nie istnieją. I ten człowiek w niecały rok po jej śmierci prowadzą się z jakąś ruda Wrona i przedstawia ja w domu dzieciom.
Nasza rozmowę kojarzę jedna gdy zadzwonił do mnie w przeddzień moich imienin. I powiedział mi że mam pamiętać że nie jestem tam sama bo przecież mam... TOMKA. cóż... Smutne ale i prawdziwe bo mój były mąż był caly ten czas jedyna osoba po mojej stronie a mój własny ojciec wyparł się mnie jeszcze gdy matka żyła mówiąc że opiekują się nią trzy córki. I pomimo że podczas tego weekendu przypomnialam sobie dlaczego się rozwiodłam to wciąż jest to najbliższa mi osoba. I chyba jedyna która mnie kochała i dbała o mnie. To dlatego nigdy do końca nie umiałam go zostawić bo tylko jemu zależało na mnie. I nigdy mu tego nie zapomnę.
Straciłam wiarę ze spotkam jeszxze kogoś takiego. Dlatego Krystian jest tak wielkim skarbem. Widzę obok mnie samych kłamców. Sławek leżąc koło mnie w wannie pisał Ukraince że ja kocha, Wojtek szuka tak mocno że zauważył że manipuluje nim stalkerka dopiero gdy ja mu powiedziałam o tym, Martin jest opętany przez narkotyki, alkohol i leki i zmienia oblicze jak kameleon. Czuję jakbym tu nie pasowała i nie umiem się już odnaleźć. Wszystko w co wierzyłam okazało się nieprawdziwe i nieważne.
Spędziłam w tym roku święta w domu przy kwiatowej z Krystianem. Pierwszy raz tak jak chciałam i poczulam że to ma sens. I mam kogoś z kim mogę się napić ale nie atakuje mnie w agresji. Kto ceni sobie porządek i nie doprowadza do destrukcji tego nad czym tak ciężko pracuje. To jest wielka wartość i ogromny skarb.
Jutro zaczynam pracę która jest wielka zmiana i której się boję. Po 8 latach fizycznej pracy wracam do pracy umysłowej. Kosztowało mnie to miesiąc niepewności i nerwów. Ostatni rok to kryzys rodziny wartości i rozpacz jakiej nigdy nie miałam.
Straciłam rodzinę i wiarę ale dałam dom i miłość dwóm pieskom które sprawiły że poczulam się potrzebna. I spotkałam Krystiana który twierdzi że go ocalilam chociaż mam wrażenie że jest odwrotnie. Nie wiem już w co jeszcze wierzyć mogę ale dzięki niemu poczulam że może być tak abym się czula szczęśliwa...
Siedzę w salonie. W moim pokoju siostra z którą chyba już się nie zrozumiemy z narzeczonym i dzieckiem, obok były mąż który chrapie i dał mi mi popalić swoją złośliwością na ten weekend i wiem że już nie umiem szczęśliwa z nim być. Wiem też że jyz w tym gronie nie spotkamy się bo zawsze oni się rozumieli a ja nie. Byłam zażenowana tym jak dra się i zapominaja po alkoholu i to spotkanie uświadomiło mi że ta przepaść nigdy nie zniknie. Koncerty i Woodstock oraz głośna muzyka zawsze nas dzieliły. Boli mnie ze zamiast wspomnieć matkę słuchałam dziś tych pijackich wywodów. Ale to mnie się wyparła jakbym obca była. I nie ukrywam że gdzieś w głowie świta mi że tak być może. I to ja jestem ta niechciana... Prezent urodzinowy który okazał się niechciany i niepotrzebny.
Ale co ważne... Koło mnie leży koko. To jego wzięłam w momencie rozpaczy. Po raz drugi w moim życiu pies okazał się jedynym lekarstwem na pustkę.